Uwaga, mafia!

We Włoszech jest źle. Wiadomo, Włosi, to bałaganiarze. Nie to, co Polacy. W jakim kraju służba zdrowia została w ostatnich latach doprowadzona na skraj przepaści? W jakim kraju majstruje się w statystykach, licząc tylko tych, którzy umierają w szpitalach i skrzętnie wykluczając zgony tych, którzy cierpieli na „choroby współistniejące”? W Polsce, czy we Włoszech? Wiadomo.

Nic więc dziwnego, że Włosi boją się, że mafia może skorzystać z okazji. Włoski prokurator i główny koordynator walki z mafią, Nicola Gratteri, obawia się, że kiedy upadające firmy będą desperacko szukać kredytu, aby przetrwać, ‘rekiny-kredytodawcy’ z ‘Ndranghety i innych mafijnych organizacji z miłą chęcią pomogą. W ten sposób może się okazać, że po wygaśnięciu epidemii, pokaźna cześć gospodarki znajdzie się pod kontrolą mafii, albo bezpośrednio w jej rękach.

Na szczęście w Polsce nie mamy mafii. Chyba że ktoś daje wiarę komuś jak Balint Magyar, którego książka ‘Węgry; Anatomia państwa mafijnego’ ukazała się dwa lata temu w polskim przekładzie. Węgier opisuje, jak krok po kroku jego kraj został przejęty przez organizację mafijną, która kryje się za szyldem rządzącej partii.

Polski wydawca dodał książce sugestywny podtytuł ‘Czy taka przyszłość czeka Polskę?’. Czysta insynuacja. Wiadomo, że polska partia rządząca absolutnie nie wzoruje się na węgierskim przykładzie. Dowód: węgierski premier wykorzystał epidemię, aby sobie przyznać prawo do rządzenia dekretami. Nic takiego w Polsce się nie dzieje.

W Polsce nie ma ryzyka, aby pomoc rządowa dla gospodarki została wykorzystana dla politycznych celów. Przecież polski premiera wprawdzie nie jest ekonomistą, ale robił karierę w bankowości. Fachowiec, który zna się na finansach. Polska nie jest jakimiś tam Włochami, gdzie dług publiczny urósł już przed pandemią do 135 procent pkb. Nie, Polska należy do tych porządnych ‘północnych’ krajów, gdzie panuje dyscyplina budżetowa. Dowodem jest zrównoważony budżet.

Marudzą ci, którzy twierdzą, że ‘tarcza antykryzysowa’ nie ochroni polskich firm i pracowników przed skutkami nadciągającego kryzysu. Przecież władza oferuje ponad 210 miliardów złotych pomocy. Bardzo odpowiedzialna suma, bo pozwala utrzymać dług publiczny poniżej 60%, które jest zapisane w konstytucji. A jak wiadomo, konstytucja jest święta dla partii rządzącej.

Z tego powodu też nie może być mowa o stanie klęski żywiołowej. Nie dość, że ogłoszenie takiego stanu umożliwiłoby przedsiębiorcom staranie się o odszkodowanie finansowe, to również pozwoliłoby przekroczyć ten 60%-limit długu zapisany w konstytucji. Takie przekroczenie narażałoby na szwank wiarygodność kredytową polskiego państwa.

Jak premier Morawiecki uczciwie i rzeczowo tłumaczył w Senacie, taki spadek w ratingach może ‘różnymi kanałami’ odbić się. Na przykład spadającą wartością złotego. Polska pożyczyła od obcych równowartość około 500 mld złotych. W obcych walutach, rzecz jasna. Kiedy, jak to się stało ostatnio, złotówka traci około dziesięciu procent, do spłacenia jest dodatkowe 50 mld złotych. To tak jakby odebrano 500+ na ponad rok.

Poza tym kapitał międzynarodowy mógłby domagać się dużo wyższego oprocentowania, albo jeszcze gorzej, przestać pożyczać Polsce, bo preferuje – nie wiedzieć czemu – niemieckie obligacje. Na szczęście premier Morawiecki doskonale zna te spekulanckie sztuczki, skoro latami bronił polskich interesów przed kapitałem zagranicznym, dokładniej: irlandzkim.

Ale jest jeszcze coś. Stan klęski żywiołowej automatycznie przekreśliłby wybory prezydenckie 10-ego maja. To by była przesada! Na razie liczba chorych i ofiar wirusa jest niska (polskie służby skrupulatnie liczą każdy przypadek). Na razie nie znamy jeszcze rozmiaru ekonomicznego kryzysu. Więc nie należy ulegać panice.

No i przecież zawsze można rozszerzyć zakres pomocy państwowej, gdyby ‘tarcza’ okazała się niewystarczająca. Na przykład po 10-ym maja, po wolnych, uczciwych i równych wyborach. Wtedy może się okazać, że niestety, trzeba będzie zwiększyć deficyt.

Na przykład, aby ratować sektor finansowy, krwiobieg gospodarki. Banki dostają teraz jedną trzecią tarczy antykryzysowej w formie gwarancji NBP. 70 miliardów złotych! To znaczy, że mogą na wielką skalę pożyczać świeże pieniądze firmom, które jak wiadomo palą się w obecnej sytuacji do nowych inwestycji. Chyba że banki wymigają się i zrobią to samo, co podczas kryzysu 2008 r. Wtedy zamiast pożyczać firmom, kupowały na wielką skalę obligacje państwowe, ponieważ uznały, że to bezpieczniejsza lokata niż pożyczki firmom w kryzysie.

Polskie banki państwowe na pewno tego nie zrobią, bo tam rządzą patrioci. Ale te zagraniczne…? Jak wiadomo nadal potężna część bankowości jest w obcych rękach. A co zrobią prywaciarze? Niedawno słyszeliśmy wszyscy, jak to znany polski bankier nie raczy słuchać dobrych rad Komisji Nadzoru Finansowego, ani NBP. Bankierzy obcy i prywatni to niepewny element.

Ale nawet gdyby doszło do podobnego tąpnięcia sektora finansowego jak w poprzednim kryzysie, Polska na pewno nie popełni tych samych błędów co państwa zachodnie wtedy. One ratowały banki miliardami z kieszeni podatników. Ratowano banksterów pieniędzmi zwykłych ludzi! To było skandaliczne.

Niektóre państwa udają, że zachowały się porządnie wobec własnych podatników, nacjonalizując banki, które ratowały. Niemiec rząd posiada po dziś dzień 15 procent Commerzbanku. Holenderski rząd nadal kontroluje w całości bank ABN Amro. Tamte lewackie rządy na pewno spróbują położyć swoje macki na kolejnych firmach w trakcie nadchodzącego kryzysu, co słusznie zauważył tygodnik Der Spiegel: „Vorsicht vor der Pandemie-Planwirtschaft!” – „Strzeżcie się centralnie planowanej gospodarki-pandemii!”

Tam, na Zachodzie jest to całkiem słuszne ostrzeżenie, ale nie w Polsce. Przecież Polacy, a tym bardziej rządząca obecnie Polską partia, nienawidzą komunizmu, więc o nacjonalizacji nie ma tu mowy. Nie w przypadku banków, a tym bardziej nie w przypadku innych podmiotów gospodarczych. Nie będzie zresztą takiej potrzeby. Polskie firmy wyjdą obronną ręką z tego kryzysu, dzięki zbalansowanej, odpowiedzialnej polityce gospodarczej ostatnich lat, oraz ‘tarczy antykryzysowej’ rządu. Nie będą tak bardzo osłabione jak firmy gdzie indziej, więc nie będzie potrzeby wspierania ich, unaradawiając ich aktywa.

Nam nie grozi przejęcie części gospodarki przez mafię jak we Włoszech, przez państwo mafijne jak na Węgrzech, lub przez państwo socjalistyczne jak w Niemczech. Nie, Polska, to Polska. Tu nie będzie nacjonalizacji. Może być konieczna jakaś repolonizacja. Ale to coś innego, bo to wychodzi gospodarce na zdrowie. Partia rządząca dysponuje świetnymi fachowcami. Wystarczy popatrzeć na wyniki firm państwowych z ostatnich pięciu lat. Krótko mówiąc, Polska jest i będzie (coraz bardziej) w bezpiecznych rękach.